top of page

O sukcesji apostolskiej inaczej

Wm

29 kwi 2022

Prawdziwa „sukcesja apostolska” to przekazywanie przyszłym pokoleniom zasadniczych doktryn ewangelicznych ustanowionych przez pierwszych apostołów, orędzia „wiary, która raz na zawsze została powierzona świętemu ludowi Bożemu” (Judy 1,3b) - bez zmian


Tradycjonaliści rzymskokatoliccy i anglokatoliccy wierzą, że historyczny episkopat jest uświęconym przez Boga narzędziem, za pomocą którego należy strzec świętego depozytu wiary i powierzać go Kościołom. Wierzą, że sukcesja apostolska jest nieprzerwaną linią sukcesji biskupiej, która sięga pierwotnych apostołów poprzez sakrament święceń, „nakładanie rąk”. Powszechnie uważa się, że Kolegium Biskupów otrzymało autorytet Apostołów do kierowania Kościołem.


Nawet ci ludzie zaangażowani w tę tradycję wierzą, że prawdziwy autorytet do przekazywania „wydanej wiary” należy do Ducha Świętego i samego świętego depozytu Pisma Świętego, a jeśli biskupi nie strzegą jej i nie utrzymają jej w czystości, tracą wszystko prawa do roszczenia władzy. Tym, co zawsze pozostaje realne, są cele Boga i wiara tych, którzy otrzymują błogosławieństwa. Źli biskupi czy prezbiterzy nie mogą unieważnić Bożej zbawczej łaski. To nie ludzki akt ceremonialny naprawdę się liczy, ale moc Boża poprzez działanie Ducha Świętego wewnątrz.


Oczywiście, jednym z powodów, dla których katoliccy tradycjonaliści uważają sukcesję apostolską za niezbędną jest to, iż wierzą, że daje ona ich kościołowi większą legitymację i moc religijną na świecie niż inne tradycje. Nie jestem jednak przekonany, że taka jest opinia Boga. Bóg może robić wszystko dla swoich celów; Jest suwerenny i nie jest związany ludzkimi tradycjami kościelnymi, nawet tymi zapoczątkowanymi w drugim i trzecim wieku. Wybiera, komu nadać jaki rodzaj autorytetu (na przykład Paweł nie był jednym z pierwszych dwunastu apostołów). Ostatecznie „poznamy drzewo po owocach”. Równocześnie jednak rozsądne jest zachowanie i utrzymanie samego episkopatu, choć jest on niedoskonały, jako jednego (ale nie jedynego) środka i przygotowania przywódców do kontynuowania głoszenia wiary.


Reformacyjny pogląd na sukcesję apostolską


Reformatorzy, tacy jak Marcin Luter, Jan Kalwin, aw Anglii John Jewel, John Hooper i William Whitaker byli mocno przekonani, że prawdziwa sukcesja apostolska oznacza przekazywanie wiary i nauk Apostołów przyszłym pokoleniom; nie chodziło o dziedziczenie mocy apostolskich, darów czy autorytetu w Kościele, jak od dawna zapewniał Kościół Rzymski. Biskup Jewel w swojej obronie przeprosin odciął się swojemu przeciwnikowi Thomasowi Hardingowi: „Powiadasz, że sukcesja jest głównym sposobem uniknięcia antychrysta przez każdego chrześcijanina. (Patrz Theology of the English Reformers Philip E. Hughes, zwłaszcza strony 177-183.)


Reformatorzy ci często cytowali Augustyna, podobnie jak biskup Jewel: „biskup to nazwa posługi (stanowiska), a nie honoru”, ponieważ chciałby, aby ten człowiek zrozumiał, że nie jest biskupem, który będzie starał się mieć pierwszeństwo i nie przynosić korzyści innym. Ani papież, ani żadna inna istota ze świata nie może być głową Kościoła ani biskupem ponad wszystkimi tak, jak nie może być oblubieńcem, światłem, zbawieniem i życiem Kościoła: te przywileje i imiona należą tylko do Chrystusa i tylko dla Niego się nadają”. (Jewel, Works, t. III, s. 60) Podczas gdy ten reformacyjny pogląd zwalczał głównie roszczenia rzymskiego papieża, odnosił się również do każdego biskupa lub księdza, który próbował być bardziej władcą niż sługą lub uważał się za kogoś lepszego niż inni członkowie kościoła.


Na początku XV wieku Kościół rzymski już wywyższył duchownych jako klasę rządzącą daleko ponad świeckich i uczynił ze święceń sakrament - w celu umocnienia ich ziemskiej władzy, bez miejsca na świeckich. Jednak w ciągu następnego stulecia, wraz z wynalezieniem prasy drukarskiej i przekładów Biblii na wiele języków, umiejętność czytania i pisania dla mas stała się rzeczywistością, zapewniając wolność od władzy kościelnej duchowieństwa rzymskokatolickiego. Klasa duchowieństwa zachowała dla siebie prawdę z pism świętych w swoich łacińskich wersjach i często wypaczała ewangelię, kiedy tłumaczyła ją dla ludzi. Przez wiele stuleci niekwestionowanej władzy zinstytucjonalizowali elitaryzm, chciwość, politykę władzy i wszelkiego rodzaju korupcyjne praktyki w systemie kościelnym.

Przypominam czytelnikom te wstydliwe fakty historyczne, ponieważ Reformacja nigdy nie zostanie całkowicie zakończona, dopóki trwać będą te błędne tradycje. W tych kościołach ze sztywną hierarchią związaną z historycznym episkopatem, a także w tych kościołach ze zbyt potężnym przywódcą, pokusy te nadal wywierają znaczny wpływ na szczyty.


Na szczęście w tych czasach, zwłaszcza na północy i zachodzie, każdy członek kościoła ma kilka opcji; w mieście nigdy nie ma tylko jednego kościoła. A ponieważ znaczna większość z nas jest piśmienna, możemy z modlitwą czytać pisma święte dla siebie, jak również inne pisma chrześcijańskie, zarówno te wczesne, jak i najnowsze. Możemy prosić Ducha Świętego o rozeznanie. I możemy znaleźć kościół, który jest bardziej wierny pismom świętym. Lepiej więc, żeby księża i biskupi głosili prawdziwą Ewangelię i nauczali prawdziwej doktryny. Albo… z czasem te kościoły z przywódcami zarozumiałymi i żądnymi władzy siłą rzeczy zmniejszą się i ostatecznie staną się gwiazdką w historii Kościoła.


To dlatego Biblia jest ponad kościołem, a nie odwrotnie. Apostolscy autorzy Nowego Testamentu zostali powołani przez Chrystusa, a nie przez Kościół i pisali z autorytetem Chrystusa, a nie Kościoła. „Tej władzy [apostołów]”, jak powiedzieli biskupi anglikańscy na konferencji Lambeth w 1958 r., „Kościół musi się zawsze kłaniać”. Oby tak się stało.

Jedynymi schematami unii kościelnej, które mogą być miłe Bogu i korzystne dla Kościoła są te, które najpierw rozróżniają tradycje apostolskie i tradycje kościelne, a następnie podporządkowują te drugie tym pierwszym”.„The Message of Galatians”, John Stott, 1968) I od biskupa ACNA Johna Rodgersa (w artykule „Dlaczego jestem chrześcijaninem reformowanym”): „Myślę, że to dziwne ograniczać skuteczność sakramentów do tych, w których pastorzy apostolscy" przewodniczą tak, jakby wszystkie Kościoły chrześcijańskie nie miały sakramentów chrztu i Eucharystii, nawet jeśli ich wyświęceni szafarze nie są w historycznej sukcesji. Zauważam, że Konferencje Lambeth nigdy nie ograniczają "Kościoła" do tych z historycznymi święceniami. W rzeczywistości wydają się celowo unikać sprawiania takiego wrażenia.


Pismo i sukcesja apostolska


Pierwotna „sukcesja apostolska” miała miejsce, gdy 11 apostołów wymyśliło sposób na wybór następcy Judasza Iskarioty (Dz 1). Z dwóch możliwych do przyjęcia nominacji, zasadniczo rzucili kostką i wyszło to na korzyść Matthiasa. Zauważam, że ta procedura nie jest taka, jak zrobił to później Kościół. Dlaczego nie? Była to z pewnością metoda „apostolska” o „apostolskim” pochodzeniu. Najwyraźniej nie wszystko, co robili Apostołowie, było uświęcone przez Boga lub przyjęte przez Kościół z biegiem czasu. Jak to życie w komunie. Ten eksperyment nie trwał dłużej niż zniszczenie Jerozolimy w 70 r. ne.


Pisma Nowego Testamentu nie opowiadają się za sukcesją apostolską w takiej formie, w jakiej jest ona definiowana przez katolicyzm, ani nawet nie odnoszą się do niej. Okazjonalne nakładanie rąk i modlitwa za przywódców w najwcześniejszym kościele z pewnością nie jest równoznaczna z eklezjologiczną tradycją „sukcesji apostolskiej”. Katolicy lubią wskazywać na rozmowę Jezusa z Piotrem w Ewangelii Mateusza 16:13-19. Wiara Piotra w Jezusa jako „Chrystusa, Syna Boga żywego” doprowadziła Jezusa do tego, że ta wiara (która została zapewniona tylko przez Ojca) jest fundamentem Kościoła. Rozsądna egzegeza tego fragmentu wskazuje, że fundamentem Kościoła nie był sam Piotr, ale prawda, że ​​Piotr jako pierwszy rzeczywiście utwierdził prawdę dotyczącą tożsamości Jezusa. Ta prawda jest fundamentem Ewangelii, a jej głoszenie jest podstawowym celem Kościoła. Ten nierozerwalny związek między prawdą ewangelii o tym, kim jest Jezus, a rolą Kościoła, podkreśla Paweł w 1Tym.3,15b-16:„...kościół Boga żywego, filar i fundament prawdy. Ponad wszelką wątpliwość wielka jest tajemnica, z której wypływa prawdziwa pobożność: ukazał się w ciele, został potwierdzony przez Ducha, był widziany przez aniołów, był głoszony wśród narodów, wierzył, został przyjęty w chwale”.


Bóg nigdy nie działał w automatyczny, mechaniczny sposób. Złodziej na krzyżu obok Jezusa nie musiał być ochrzczony, aby wejść do Królestwa, ale musiał uwierzyć i zaufać Jezusowi jako jego Królowi. Swoje przekonanie wyznał publicznie, co liczyło się do jego potwierdzenia. Abraham został usprawiedliwiony przez swoją wiarę a nie przez akt obrzezania, który został mu później nakazany. Podobnie nałożenie rąk jest zewnętrznym i widzialnym znakiem; jest to aspekt spowiedzi publicznej, ale nie niesie ze sobą rzeczywistego autorytetu i mocy do przemiany, która jest duchowa, ukryta i wymaga zarówno wiary, jak i suwerennej woli Boga. Tak więc nałożenie rąk nie czyni automatycznie z kandydata na biskupa Apostoła.


Wielu ludzi udawało, że wierzy w Chrystusa (z własnych powodów) i zostało wyświęconych zgodnie z odpowiednią tradycją – a jednak okazali się być heretykami i niewierzącymi. Wielu arcybiskupów (nawet papieży) w oczywisty sposób nie było nawet chrześcijanami.Więc w jaki sposób rytuał święceń czyni sługę Boga „lepszym” od tych wybranych i powołanych przez Boga w inny sposób? Z pewnością nie możemy ograniczyć Boga do korzystania wyłącznie z tej tradycyjnej metody. Ale robimy to i nie jest źle wybrać naszych przywódców w ten sposób, jeśli poprzedza to właściwy proces rozeznania i oceny. Ale błędem jest założenie, że święcenia stanowią boski papierek lakmusowy, który zapewnia ważność urzędu i wierność w głoszeniu Ewangelii.


Zobacz I Tymoteusza 3: 2-7 co dotyczy faktycznych kwalifikacji i wymagań (które wiele anglikańskich prowincji ignoruje) dla wyższych ról przywódczych w Kościele. Jak powiedział mi przyjaciel obdarzony sardonicznym humorem, - wszyscy biskupi na świecie, którzy kładą ręce na osiołku, nie uczynią go apostołem.

Osobiście wolę sposób, w jaki sam Pan „wyświęcił” Swoich przywódców – jak w przypadku samych Apostołów i Saula z Tarsu. Nie wiem, jak ważne było apostolstwo dla Macieja, ale nie mam wątpliwości co do ważności „święceń” Pawła. Nie ma nic do porównania z pojawieniem się Jezusa i wybraniem cię bezpośrednio. Ilu sług Bożych zostało powołanych osobiście przez Pana, ale nigdy nie było związanych z kościołem w sukcesji apostolskiej? Czy ich posługa jest mniej ważna w oczach Boga? Uważam, że to nie rytuał „trzymania rąk” czyni różnicę, ale serce jednostki dla Boga i powołanie do służby – które dokonuje się dzięki Bożej łasce i woli, a nie jakimkolwiek ludzkim rytuałom.


Historycznie rzecz biorąc, pierwsi Ojcowie Kościoła stopniowo podchodzili do pomysłu nieprzerwanej linii biskupów, która miała być wykorzystywana jako papierek lakmusowy ważności Bożego powołania do tej roli, i dzięki mocy Rzymu, aby ją wesprzeć w końcu stała się tradycją. Ale opinie i pisma ojców wczesnego kościoła, choć czasami pomocne, nigdy nie zostały zaakceptowane jako część kanonu pism świętych – z oczywistych powodów. To, co napisali, musi być zawsze rozeznane na podstawie samych pism świętych.


Z mojego reformowanego punktu widzenia mogę pójść dalej: żadna tradycja rozwinięta po Apostołach nie powinna być wywyższana. To ludzkie wynalazki. Gdyby Bóg chciał, abyśmy budowali takie tradycje, powiedziałby to wyraźnie przez Jezusa lub Apostołów. Jeśli nie możesz tego jasno udowodnić na podstawie Pisma Świętego, nie powinno to być wymagane i nie powinno być koniecznym punktem doktryny kościoła. Zgadzam się z Artykułem VI nawet bardziej niż wielu przywódców w Kościele anglikańskim: „Pismo Święte zawiera wszystko, co jest konieczne do zbawienia: aby czegokolwiek nie czytano w nim ani nie można było przez to dowieść, nie jest wymagane od żadnego człowieka, aby to powinno być uważane za artykuł wiary lub uważane za konieczne do zbawienia”. Ujmując to bardziej osobiście, jeśli w pismach świętych nie okaże się, że coś jest w oczywisty sposób ważne, to dla mnie też nie będzie to ważne. Moje priorytety muszą być ustalone przez priorytety Boga, a te można znaleźć tylko w Jego Słowie.


Słudzy nie władcy


Najostrzejsza krytyka Jezusa (zob. Ew. Mateusza 23) nie była skierowana do tych, którzy wiedzieli, że są grzesznikami, ale do przywódców tradycyjnego establishmentu religijnego, arcykapłanów, faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Byli to ci, którzy wywyższali się bardziej niż powinni, którzy lubili wskazywać swoimi elitarnymi palcami na „grzeszników”, jakby sami byli bez grzechu i którzy tak naprawdę nie mogli usłyszeć Jezusa, ponieważ byli religijnymi karierowiczami, którym tylko zależało na promowaniu własnego statusu i nabijaniu własnych kieszeni. Prawda od Boga nie była dla nich tak ważna, jak ochrona własnego terenu. Byli więc zazdrośni o popularność tego wiejskiego kaznodziei/uzdrowiciela i bali się jego ewidentnej siły przekonywania. Niektórzy ludzie nazywali Go nawet Królem Mesjaszem. Dlatego musieli go zabić.

Posłuchaj niektórych z ostrych słów Jezusa skierowanych do tych przywódców religijnych: „Obłudnicy. Izajasz miał rację, prorokując o was: ‚Ci ludzie czczą mnie wargami, ale ich serca są daleko ode mnie'” (Mt 15:7- 8, NIV) Słowa Chrystusa niewątpliwie odnoszą się do wielu przywódców w dzisiejszych kościołach.


Wtedy Jezus powiedział tłumom i swoim uczniom: „Nauczyciele Prawa i faryzeusze zasiadają na miejscu Mojżesza. Musicie ich słuchać i czynić wszystko, co wam każą. Ale nie czyńcie tego, co oni czynią, bo oni nie czynią praktykuj to, co głoszą. Wiążą ciężkie ciężary i kładą je na ramionach mężczyzn, ale sami nie chcą nawet kiwnąć palcem, by nimi poruszyć. Wszystko, co robią, jest robione, aby mężczyźni mogli to zobaczyć: rozszerzają swoje filakterie i długie frędzle na szatach; kochają honorowe miejsca na bankietach i najważniejsze miejsca w synagogach; uwielbiają być witani na targowiskach, a mężczyźni nazywają ich „rabinami”. Ale nie możecie nazywać się „Rabbi”, ponieważ macie tylko jednego Mistrza i wszyscy jesteście braćmi. I nie nazywajcie nikogo na ziemi „ojcem”, bo masz jednego Ojca, a on jest w niebie. Nie możesz też nazywać się „nauczycielem”, bo masz jednego Nauczyciela, Chrystusa. Największy z was będzie waszym sługą. Bo kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mateusz 23:1-15, NIV)

A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: „Wiecie, że ci, których uważa się za władców pogan, panują nad nimi, a ich wielcy sprawują nad nimi władzę. Ale nie będzie tak między wami. Wielki z was musi być waszym sługą, a ktokolwiek będzie pierwszy z was, będzie niewolnikiem wszystkich. Albowiem nawet Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu. (Marek 10:42-45, ESV)


Teraz pytam was, w jaki sposób ta jasna nauka zaginęła w ciągu pierwszych kilku stuleci po Apostołach? Zarówno kościoły zachodnie (RCC), jak i wschodnie (EO) rozwinęły rządzące klasy duchowieństwa i wyraźne znaki (w ubiorze itp.) tych, którzy mieli władzę i byli bardziej „święci” niż inni. W tamtych czasach było to złe i nadal jest nieposłuszne jasnej nauce Jezusa, jak pokazano w tych fragmentach. A egoistyczne motywy tych praktyk są nadal oczywiste: masaż ego elitaryzmu, publicznego szacunku i prestiżu, władza polityczna w kościele a w większości przypadków materialny komfort i bezpieczeństwo. Dla poszczególnych biskupów prowadzi to często do hipokryzji, myślenia o sobie bardziej niż należy, w oddzieleniu świętego życia publicznego od świeckiego życia prywatnego i wykorzystywaniem tych, którzy są pod nimi w hierarchii. Czy wszyscy duchowni ulegają tym pokusom? Oczywiście nie. Ale sam system kościelny jest bardziej światem niż Królestwem Bożym, a zatem nieuchronnie wywołuje te pokusy przez sposób, w jaki jest ustanowiony (rządzenie zamiast służenia ze sztucznym podziałem między duchownymi i świeckimi członkami oraz między wierszem apelami o próżność ubraną w purpurowe szaty i pozłacane trony).


Czy ktokolwiek może polemizować z tym punktem? Można usłyszeć; „To jest święta Tradycja Kościoła. W taki sposób zawsze to robiliśmy”. Sam system kościelny jest bardziej „ze świata” niż Królestwem Bożym, a zatem nieuchronnie wywołuje te pokusy przez sposób, w jaki jest ustanowiony (rządzenie zamiast służenia wraz ze sztucznym rozdziałem między duchownymi i świeckimi członkami oraz wbudowanymi apelami o próżność). i moc w ubiorze i innych szczegółach).


Ta kwestia dotyczy również dyscypliny kościelnej. W odpowiedzi na Cypriana i w obronie kapłaństwa wszystkich wierzących, John Stott napisał: „Chrześcijański prezbiter nie jest bardziej apostołem Nowego Testamentu, niż kapłanem Starego Testamentu, a praktykowanie dyscypliny kościelnej należy do całego zgromadzenia, nie tylko do przywódców. Zobacz na przykład nakaz naszego Pana: „Powiedz to Kościołowi” [Mt 18:15 i n.], oraz polecenie apostoła dla Kościoła w Koryncie, aby podjąć działania jako ciało w celu ekskomunikowania kazirodczego przestępcy: „Kiedy tu są zgromadzeni… macie wydać tego człowieka szatanowi… I znowu: „Wypędźcie niegodziwca spośród was”.


Podsumowując i podkreślić tę kwestię: Kościół jest naprawdę kapłaństwem wszystkich wierzących. Koloratki, szaty, mitry i inne akcesoria kapłańskie są nie tylko produktami próżności, ale są sprzeczne z naukami Jezusa o przywództwie w Jego Królestwie. Podkreślają różnicę ról nadając duchowieństwu większe znaczenie i prestiż niż wszystkim innym.


O zaufaniu Kościołowi


Moje osobiste doświadczenia i studia historyczne z pewnością ukształtowały moją opinię. Raz za razem byłem zdradzany przez osoby z historycznego episkopatu. Musiałem opuścić kościół mojej młodości, aby uciec przed herezjami. We wszystkich kościołach na każdym poziomie i na każdym szczeblu przywództwa napotykałem na kozy, świnie i wilki w owczej skórze zmieszane z owcami, nawet na samym szczycie.

W moim studium historii kościoła odkryłem, że zawsze tak było (Jezus przepowiedział to w Mateusza 13, a zarówno Piotr, jak i Paweł ostrzegali, że w przyszłości w kościele pojawią się wrogowie Ewangelii). Czy można się dziwić, że nie ufam tradycji kościelnej ani przywódcom kościoła? Więc teraz ufam tylko Słowu Bożemu, które stało się ciałem (Jezus Chrystus) i spisanemu Słowu Bożemu (Pismo Święte). Dzięki temu nie jestem już dłużej zaskoczony ani przesadnie zdenerwowany, gdy przywódcy kościelni (lub tradycje) popełniają błąd.


Wnioski i podsumowanie


Nie widzę żadnego biblijnego nakazu bycia wyświęconym w rzekomej „nieprzerwanej linii” i nie widziałem żadnej historycznej ani empirycznej korzyści dla takich kościołów lub ich przywódców. To tylko sprawia, że ​​ci w tej tradycji kościelnej czują się lepsi od tych, którzy nią nie są, a to może być tylko duchową niekorzyścią. Wiemy, że Bóg nie postanowił, aby Jezus narodził się w tradycji kapłańskiej lewitów, został faryzeuszem lub utożsamiał się z jakąkolwiek ustaloną grupą religijną, inną niż bycie Żydem. Dlaczego nie? Nie było takiej potrzeby ani duchowej korzyści.

John Stott nauczał, że prawdziwa i duchowa sukcesja apostolska spełnia się, gdy nauka i świadectwo Apostołów jest słuchane, szanowane, wyznawane i przestrzegane (2 Tm 1:14, Tt 1:5-9).

Prawdziwa sukcesja apostolska nie jest boskim uprawnieniem apostolskim nadawanym przez Kościół. Prawdziwa sukcesja apostolska nie jest sakramentalnym znakiem ważności udzielanym osobom rozpoczynającym posługę biskupią w wyniku rytuału, który łączy je z nieprzerwaną linią sukcesji z powrotem do apostołów. Jest to raczej związane z wiarą, którą wszyscy możemy otrzymać dzięki łasce Bożej kiedy wchodzimy w interakcję z pismami świętymi i doktrynami nauczanymi przez Jezusa i Apostołów.


Sukcesja apostolska nie jest jakimś duchowym autorytetem lub władzą, którą tylko biskupi dziedziczą po Apostołach, bo po prostu nie istnieje. Ponieważ Kościół składa się z kapłaństwa wszystkich wierzących, jesteśmy „wszyscy na tej samej łodzi”. Albo nikt z nas dzisiaj nie może być uważany za apostoła, albo wszyscy prawdziwie wierzący mogą być tak uważani.



 


Autor: Bruce Atkinson PhD, Special to Virtueonline, 11 stycznia 2014 r.


Dr Atkinson jest absolwentem Fuller Theological Seminary z doktoratem z psychologii klinicznej i magistrem teologii. Jest licencjonowanym psychologiem w praktyce klinicznej w Atlancie, a także pracuje jako superwizor kliniczny szkolący chrześcijańskich doradców dla Richmont Graduate University. Jest członkiem założycielem Trinity Anglican Church (ACNA) w Douglasville w stanie Georgia.

bottom of page